Luty upłynął za szybko, za dużo było w nim
chorób i kiepskich nastrojów. Za każdym razem jak Tosia czuła się już lepiej ja
krakałam i co.. i po kilku dniach znowu była chora. Ostatniego dnia sierpnia
wiedziałam, że dzieci w przedszkolu chorują. Każdy rodzic przedszkolaka to
potwierdzał. Więc wiecie wiem i wiedziałam, że tak ma być.
Nasza statystyka wizyt Tosi w przedszkolu:
styczeń jeden tydzień, luty jeden dzień plus jeden tydzień. Jak dla mnie jest
to jakaś masakra, bo ja już psychicznie jest wykończona, a Tosia jest na skraju
szaleństwa siedząc w domu w totalnej izolacji od świata. Czy wiecie jak trudno utrzymać trzylatka w
domu? Czasem graniczy to z cudem i moim obłędem. Codziennie błagałam chmury o
deszcz. Bo jak pada to Tosia nie ma takiej chęci wyjścia z domu. Może to brutalne,
bo kto lubi deszcz. TAK ja lubię jak Tosia jest chora.
Dzieci w przedszkolu chorowały i będą
chorować.
Dlaczego dzieci w przedszkolach chorują ?
1 chore dzieci przychodzą do przedszkola -
o co kam an.. to właśnie jest brutalność dzisiejszych czasów. Wszystko jest
ważniejsze. WSZYSTKO: praca, zaspokajanie własnych potrzeb czy lenistwo, bo
przecież wygodniej jest jak dziecko chodzi do przedszkola. Nie trzeba wtedy
gotować, bawić się.. rodzice mają święty spokój.
2. panie w przedszkolach wietrzą - oj tak
wietrzą dzieci, że na drugi dzień z dwudziestki jest piątka. Wiem coś o tym, bo
byłam w trakcie studiów na praktykach i tam Panie wietrzyły dzieci. Okna
otwierały, na spacer lekko ubierają. Czasem jak Tosia ma strasznie zimne ręce
jak ją odbieram z przedszkola to przypominają mi się właśnie moje praktyki.
3. dziecko choruje.. bo tak już jest. Nie
ma dzieci, które nie chorują, więc wiecie katar, kaszel mogą się zdarzyć.
Wszyscy mówili, że Tosia będzie chorować..
a choruje przez durnych rodziców, którzy mówią: Moja córka mało kaszle, więc
idzie do przedszkola. Hitem było jak ostatnio jedno dziecko przyszło do Tosi
przedszkola i miało gorączkę. Dyrekcja zadzwoniła po rodziców, a oni przynieśli
zaświadczenie od lekarza, że dziecko jest zdrowe. Gdzie tu logika. Dzieci w
przedszkolach chorują przez głupotę ludzi.
Dzieci wcale nie muszą tak chorować !
Wystarczy się wysilić ciut DRODZY PAŃSTWO
!
Temat chorowania przedszkolaków jest dość burzliwy. Nie jesteśmy na tym etapie, więc nie pochwalę się swoimi doświadczeniami ale uważam, że faktycznie wiele w tej kwestii zależy od podejścia rodziców. Nawet najmniejsza infekcja może rozprzestrzenić się wśród innych dzieci ... a przecież lepiej zapobiegać niż leczyć :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, MG
Czy Ty trzymasz Tosię w inkubatorze? Bardzo dobrze, że Panie wietrzą, no nie wyobrażam sobie inaczej. Moje dzieci mając katar, kaszel ostatnio zostały w domu i pół dnia spędziły na powietrzu w bluzach, cieplejszych, ale bluzach. Potrafią przy 2-3 stopniach wybiec na podwórko w piżamach robiąc kilka kółek zanim powiedzą, że zimno i wpadają do domu. O rękawiczkach w zimie zapomnij, w ogóle nie chcą nosić. Uwierz, dla dziecka lepiej niż troszkę zmarznie niż gdy je przegrzewasz. Logicznie myśląc, ubierasz dziecko ciepło i idziesz do sklepu. Panie w kurtkach tam pracują? Nie. Rozbierasz dziecko w sklepie? Szczerze mówiąc rzadko kto to robi, bo wpada na chwilę. Ty chodzisz po sklepie, a co robi Twoje dziecko? Jak go usadowisz w wózku to siedzi, a jak nie to w 90% przypadkach biega. a jak jeszcze coś chce, Ty nie chcesz dziecku kupisz to wpada w szał. nie mówię, że wszystkie, ale całkiem spora grupa dzieci płaczem, tupaniem nogami, krzykiem próbuje wymusić. Zgrzeje się? Oczywiście. A Ty przecież musisz wrócić do domu. notoryczne wożenie dzieci w samochodach. W małych miejscowościach zanim samochód sie rozgrzeje to już się wysiada, a w tych większych. Dziecko w kurtce, samochód zimny, włączasz ogrzewania...cd. wiadomo. Bardzo dobrze, że przedszkolanki wietrzą dzieci i lekko ubierają na spacer. Jest wtedy większa szansa chorób. I to nie rodzice są winni, może inaczej, nie zawsze, bo rzeczywiście zaprowadzanie dziecka z gorączką to gruba przesada. Twoje dziecko ze swojego środowiska idzie w inne, gdzie styka się z różnymi zarazkami, których po prostu nie da się wyeliminować i wtedy, trafiając na słaby układ immunologiczny dziecko choruje. Jak ze szczepieniami? Mojego syna nie szczepiłam na pneumokoki i rotawirusy, córcię tak i widzę kolosalna różnicę. syn przechorował długi okres żłobkowo-przedszkolny, córcia nie choruje praktycznie w ogóle, chyba, że wezmę pod uwagę dwu-trzydniowy kaszel z katarem i tyle. Ale ona potrafi na śnieg wybiec boso i mieć z tego radochę.
OdpowiedzUsuńConieco wyjaśniłyśmy sobie na facebooku. Muszę jednak dodać, że nie piszę o otwar i szybkim wywietrzeniu sali. Tam gdzie byłam na praktykach okna się otwierało na godzinę, dwie.. ja marzłam.. ale to nie istotne. Na drugi dzień była piątka dzieci tylko. Taki był cel !!
Usuńoj to posyłanie dzieci chorych do przedszkola .. bryy ... my jeszcze nie jesteśmy na tym etapie ale w końcu do niego dojdziemy. ale to co piszesz to zupełna racja - ludzie nie patrzą na innych tylko na siebie i swoją wygodę, a co ich inne dzieci obchodzą - przecież to nie ich sprawa ... - jednym słowem kibel na kółkach.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Agata - mama Donka
Mieszkamy w Irlandii, tutaj sie dzieci hartuje od malego. Moj syn poszedl do przedszkola od stycznia, tez raz sie rozchorowal, jednak zdecydowanie dzieci w Polsce najszczesciel choruja. Taki juz Polski zwyczaj, do ubierania, czapeczek, szaliczkow nie zawsze gdy jest to konieczne.Tutaj nowordki sie wynosi ze szpitala bez czapeczek, skarpetek- nie liczac zimy. Kiedys mnie to przerazalo, ale teraz widze ze to dziala pozytywnie na te dzieciaki.
OdpowiedzUsuńWiesz Irlandia i Wielka Brytania to zdecydowanie inny klimat i totalnie inne przyzwyczajenia !!
UsuńMójnsynek chodzi do przedszkola w. UK i tutaj raczej kaszel i katar to nie choroba:)))
OdpowiedzUsuń