Wakacje to piękny czas. Świeci słonko, dzień jest
długi, można się zrelaksować. My bardzo powoli zaczynamy myśleć o wakacjach.
Sama nie wiem czy w tym roku znowu zdecydujemy się wyjechać pod namiot, a może
wczasy wykupimy w jednym z biur podróży. Sama tego jeszcze nie wiem. Dzisiaj
chcę z Wami powspominać. W sierpniu minie pięć lat od naszej wyprawy do USA.
Każde wspomnienie, każda myśl przyprawia mnie o dreszcze, bo było naprawdę
bajecznie. Mogłabym pisać o NY, o Miami.. nie dzisiaj będzie o niesamowitej przygodzie.
Siedem dni, cztery przystanki.. Belize, Cozumel ( Meksyk), Roatan Island,
Kajmany.. a to wszystko na statku wycieczkowym Carnival Valor.
Planując naszą podróż poślubną od wielu osób
słyszeliśmy, że to dziwny pomysł. Otwarta woda, statek z kilkoma tysiącami osób
na pokładzie.. nie wiem jak Wam, ale i ja i większość osób z mojego otoczenia
porównywało ten statek do Titanica. W Polsce rejsy nie są zbyt popularne, więc
zrobiliśmy poruszenie w rodzinie. Inaczej sprawa ma się w stanach. Amerykanie i
wszyscy mieszkańcy stanów mają ułatwioną sprawę. Przeloty są nie drogie, rejsy
nawet za niecałe 300 dolarów, więc naprawdę dla nich to jest taka norma
wakacyjna. Potwierdziło się to na miejscu, kiedy zaczynali opowiadać, że to ich
dwudziesty czy piętnasty rejs.
Nasz rejs jak pisałam Wam wyżej trwał siedem dni.
Kierunek docelowy Karaiby. Wypływaliśmy z Miami. Ogrom statku robi niesamowite
wrażenie. Mimo, że wcześniej wiedzieliśmy, że jest duży to nie sądziliśmy, że
aż tak. W środku typowo amerykański przepych. Złoto, obrazy, wyczyszczone na
błysk podłogi. Mimo kiczowatości czułam się tam fantastycznie. Tego typu
miejsca są super odskocznią od rzeczywistości. Tam można się świetnie bawić,
przepuścić kupę kasy w kasynie, zjeść pyszną kolację w pięknej i ekskluzywnej
restauracji, napić się piwa w irlandzkim pubie czy zagrać w golfa. Czy mam wspomnieć
jeszcze o siłowniach, basenach, teatrze i kilku boiskach.. chyba nie..
Zerknijcie na stronę lini Carnival .. ah ja jak przeglądam ją to jeszcze
bardziej tęsknię za tym miejscem.
Wracając do naszej podróży to w trakcie cumowania do
portów mieliśmy okazję zobaczyć, chociaż namiastkę:
BELIZE
Zdecydowanie przed tym rejsem nie wiedziałam, że
istnieje takie państwo. Kilka lat temu Belize było znane, jako Honduras
Brytyjski z uwagi na to, że była to kolonia brytyjska. Kilkugodzinny pobyt w
tym państwie wywołał u mnie skrajne emocje. Po pierwsze bieda.. Po drugie
dzieci wszystkie były tak samo ubrane do szkoły w mundurki. Wtedy pomyślałam
sobie, że jak tam się da to, dlaczego u nas nie. Po trzecie wszędzie rosły
drzewa z liściami laurowymi i palmy z bananami.. uwielbiam ten widok i zapach.
Po trzecie jedliśmy tak obiad, podobno typowy dla tego regionu. Wiecie, co..
podudzie z kurczaka z piekarnika, kulka ryżu i surówka z kapusty pekińskiej.
Wreszcie zjedliśmy coś tak bardzo smakiem zbliżonego do naszego polskiego
menu.
My piękni i młodzi.. kiedy to było.. eh..
Cozumel (Meksyk)
Ta niewielka wyspa bardzo nas kusiła. Postanowiliśmy
ją objechać na skuterze dookoła. To nic że miesiąc po powrocie z naszej wyprawy
do stanów oglądaliśmy reportaż żeby samemu się nie zapuszczać na wyspę, bo jest
tam mega niebezpiecznie. Uf dobrze, że obejrzeliśmy to po powrocie, bo wielką
stratą było by skorzystać z wycieczki katalogowej. My i trzy godziny w około
wyspy.. Nogi spalone, nosy spalone, ale było warto. Wyobraźcie sobie po prawej
stronie piękne plaże z białym piaskiem i wielkimi dwudziesto centymetrowymi
muszlami. Po drugiej stronie bagna, mokradła i na wielkich uschniętych konarach
siedzące sępy. Trochę mnie te ptaszyska przerażały, bo czułam się mega
obserwowana. Miałam nawet taką myśl, że zaraz wzbiją się w chmury i zaczną mnie
atakować, wydłubią oczy i co tam będą jeszcze chciały. Hmm zrobiły na mnie
wrażenie jak pamiętam to do dzisiaj !!!
Roatan Island (Honduras)
Tym razem nie nastawialiśmy
się na wielkie i emocjonujące wrażenia. Wybraliśmy plażowanie. To jednak, co
spotkało nas na miejscu totalnie nas zaskoczyło. Na tak pięknej plaży nie byłam
nigdy i pewnie długo nie będę. Krystaliczna woda, delikatny jak aksamit piasek,
obsługa jak ze snów. Ponadto plaża po lewej stronie otoczona była skałami, po
piasku rosły na kształt pnącza malutkie różowe kwiatki.. tam było naprawdę
bajkowo.. tylko za krótko.
Cayman Islands
Na sam koniec zostawiłam tą
niewielką wysepkę, na której konkretnie nie wiem, co jest. Tym razem
postanowiliśmy wykupić sobie wycieczkę z katalogu, jaki otrzymaliśmy na statku.
Bo wiecie każdej formy rozrywki trzeba spróbować. Zdecydowaliśmy się na
nurkowanie. Moje pierwsze w życiu.. zapamiętam je do końca życia. Na stateczku
dwóch loozaków. Jeden taki typowy Australijczyk typ surfera, a drugi to sztywny
Brytyjczyk udający, looźnego Australijczyka.. generalnie spoko goście. Na dzień
dobry musieliśmy podpisać zaświadczenie, że cokolwiek nam się stanie na łodzi
czy podczas nurkowania oni nie ponoszą za to odpowiedzialności. No, ale w
stanach już tak jest. Ktoś palnął, że pewnie są rekiny i jak nas zjedzą to oni
nie są tego winni. Było bosko. Stary żaglowiec na dnie, przejrzystość aż za
dobra. Tysiące małych kolorowych rybek. Bajkowo do momentu, kiedy na dnie
zaczęły żerować dwa niewielkie, ale jednak rekiny.. nie znam się konkretnie,
ale shark to shark.. Po moim panicznym wdrapaniu się na pokład i kilku innych
osób usłyszałam, że jakby powiedzieli nam wcześniej, że zdarzają się to pewnie
nie wskoczylibyśmy do wody.. Pięknie, wielkie, serbżyste rekiny.. poziom
adrenaliny max.
W wielkim skrócie opisałam wszystkie nasze przystanki.
Teraz na sam koniec pozostawiam Was z wielkim, jakże dostojnym statkiem
Carnival Valor. Pozostawiam Was też ze wspomnieniem wypadku Costy Concordi rok
po naszej wyprawie do stanów. Tak to tego typu statek. To, co przeżyli Ci
ludzie to musiał być horror, ale ja zdecydowałabym się na jeszcze jeden taki
rejs lub dwa. Po to jest życie żeby z niego korzystać, ale i po to żeby
odkrywać nowe miejsca. Z tego, co sprawdzałam ten konkretny statek pływa już
inną trasą. Nie jest to jednak istotne, bo tego typu statków jest w stanach
kilka linii. Każdy z nich chce zachwycać i bawić. Chce też dawać szanse małym
wyspą czy państwom jak np. Belize. Ponad 2000 tysiące pasażerów po
przycumowaniu do brzegu wysiada i zostawia dużo kasy, dzięki której małe
rozwijające społeczności mogą zrobić krok do przodu. Taki zastrzyk finansowy
jest nie raz jedyną możliwością zatrudnienia i zarobienia, a przy tym i
utrzymania całych rodzin.
Wszechobecna pustka i nicość.. momentami przytłaczała.
Smuteczek mnie złapał teraz, bo z chęcią bym
zapakowała torbę i wyleciała do Miami, a tam zajęła kabinę z jednym ze statków
wycieczkowych. Oj, jakie to było piękne uczucie !
A czy wy zdecydowalibyście się wsiąść na taki statek i
przemierzać morza i oceany??
Niesamowita wyprawa. Tylko dlaczego żeby przepłynąć się takim statkiem trzeba tak daleko się wybrać. Dla mnie to za daleko. Ciekawe gdzie najbliżej nas są takie rejsy??
OdpowiedzUsuńPzdr
Kasia